Dzisiejszy eksperyment jest podróżą sentymentalną i dedykuję go bardzo ważnej dla mnie osobie, bardzo wyjątkowej. O kogo chodzi? O co chodzi z eksperymentem? Został wykonany na mrozie. Po więcej szczegółów zapraszam na wpis.
Eksperyment ten dedykuję osobie najważniejszej dla mnie, mojej ukochanej Mamie, a Babci naszego Synka. To osoba, na którą zawsze mogłam i mogę liczyć, zawsze się o mnie troszczyła i nadal się troszczy, choć jako żona swego męża pierwszy ,,wspieraczem" jest teraz On. Na Mamie (i Tacie) nigdy się nie zawiodłam. Dlaczego akurat ten wpis dedykuję mojej Mamie? To zdradzę pod koniec wpisu.
Eksperyment nie jest najbardziej spektakularny (ale czy taki powinien być? - nie zawsze), ale dla młodego pokolenia na pewno jest co, czego nie widuje już.
Do wykonania tego eksperymentu wykorzystaliśmy kilka przedmiotów, które znaleźliśmy w domu plus MRÓZ ;)
Lista przedmiotów:
- stare koszulki (tak ,,na wszelki wypadek" nie jakieś nówki)
- miska
- spinacze do bielizny (klamerki)
- gumowe rękawiczki
- ciepła lub gorąca woda
- Do miski nalewamy gorącą wodę.
- w przygotowanej misce zanurzamy koszulki (dowolną ilość sztuk)
- Z miską, z mokrymi koszulkami, wychodzimy na dwór, na mróz i rozwieszamy koszulki (najlepiej w gumowych rękawicach). Wygładzamy tkaninę.
- wracamy do domu ;D
- Po około 18 minutach, przy mrozie -8 stopni Celsjusza koszulki były już ,,gotowe" - to znaczy eksperyment doczekał się ,,finału" :)
Pierwsze obserwacje: koszulki zamarzły.
- zdejmujemy koszulki i ostrożnie niosąc zabieramy do domu, na ,,obserwację", bo na dworze jest za zimno (-8 stopni C.). ;)
Gdybyśmy koszulki pozostawili na dworze, to mielibyśmy zjawisko sublimacji*, a tak go po prostu przerwaliśmy, gdyż sublimację i tak trudno byłoby zaobserwować. ;)
* Sublimacja – przemiana fazowa bezpośredniego przejścia ze stanu stałego w stan gazowy z pominięciem stanu ciekłego. (źródło: wikipedia).
Nasz obserwator był zdumiony, wszak nie miewa okazji oglądać suszonych na mrozie ubrań (w dobie suszarek i grzejników, szanse niewielkie ;)). Zainteresowało go również zjawisko sublimacji, które przedstawiłam Mu w krótkim i uproszczonym opisie. ;)
Koszulki jeszcze przez chwilę pozostały... sztywne.
Następnie koszulki odłożyliśmy do wanny, po chwili mieliśmy już mokre i nadal zimne odzienia. :)
Dlaczego eksperyment zadedykowałam akurat mojej Mamie? Bo serdecznie wspominam Jej pracę, a dokładniej robienie prania (mam teraz na myśli), które w latach 80-tych nie należało do łatwych i przyjemnych, uprane rozwieszała na zimnym strychu. Na ten strych z miską wchodziła po drabinie i w mrozie rozwieszała pranie. Wracała tam po kilku godzinach, gdy ubrania były już zmarznięte, a następnie ,,skostniałe" znosiła, delikatnie niosąc, po tej samej drabinie, do domu, by dosuszyć w cieple. Trwało to już tylko kilka godzin. Zawsze mnie i moje siostry upominała, by nie ,,wyginać", bo się ,,połamią" (czyli zniszczą).
A czasy były bardzo trudne, to są lata odległe (początek lat 80-tych), a wiele prac należało wykonać z wielkim nakładem siły. Teraz, kiedy piszę ten wpis, nasze naczynia się myją, a pranie... suszy ,,samo".
Mamo, dziękuję Ci. Tato, dziękuję Ci również.
Moi drodzy czytelnicy. Dziękuję Wam za dotrwanie do końca tego wpisu. To pierwszy taki mój wpis naukowo-sentymentalny. Może nie ostatni.
Wpis powstał w ramach zabawy ,,Piątki z eksperymentami"
Więcej na blogu Karolowamama
Rzeczywiście, świetny eksperyment! Lubię taką naukę przez zabawę.
OdpowiedzUsuńoj tak, pamiętam takie suszenie ;) Super pomysł na ekspertment!
OdpowiedzUsuńJa nie mogę pamietać, ale dziękuję za ten wspomnieniowy akapit :)
OdpowiedzUsuńSuper sprawa i jaka prawdziwa. pamiętam jak kiedyś własnie powiesiłam pranie na mrozie i zbierałam sztywne ciuchy
OdpowiedzUsuńKto by pomyślał, że eksperyment może przywołać wspomnienia. A jednak. Nasze mamy były wielkie. My naprawdę mamy dużo łatwiej, a i to zdarza mi się narzekać.
OdpowiedzUsuńmega eksperyment
OdpowiedzUsuń